Włocławek 1987-1992

 

fa667f7cartysc1i1

Jak zwykle przy okazji Świąt  Bożego Narodzenia i wizyty we Włocławku spotkałem się z moim dobrym kolegą Piotrkiem. Długa jest ta nasza znajomość, bo trwa już dokładnie 30 lat. Czas we Włocławku zawsze jednak staje w miejscu, a my jak za dawnych lat w smogu z włocławskiego Anwilu (dawnych Zakładów Azotowych Włocławek) i w tym jebanym zimnie, w którym chyba zawsze to miasto pozostaje jak jakaś syberyjska metropolia czy inne Suwałki. Tak, więc zmarznięci łazimy miedzy gierkowskimi blokami i tak jak za dawnych lat gadamy bez końca o muzyce i płytach. Piotrek zawsze przejęty tym jak idą mi sprawy w Bocian, zawsze chętny do pomocy, kupuje płyty i opowiada, co mu się podoba w tych odebranych ode mnie przy okazji mojej wcześniejszej wizyty w tym uroczym jak blaszany Super Sam z lat 80 tych mieście. Zawsze tez obiecuje, że kupi jeszcze dla tego czy tamtego starego załoganta-, co zwykle na koniec mojego wyjazdu przekłada się na listę zakupów wysłaną SMS i już wiem, że wrócę tam niedługo. Ksywa „Młody „przypomina mi zawsze początki tej znajomości. A było tak, że jako niespełna szesnastolatek wybrałem się z kolegą z ogólniaka i właśnie Piotrkiem oraz kilkoma jego znajomymi na imprezę do toruńskiej Od Nowy. Tę załogę poznałem ledwo dwa tygodnie wcześniej na koncercie w osiedlowym domu kultury na włocławskim Zazamczu gdzie grała, jako Np.WAT. Ich muzyka w tamtym czasie to krótkie koślawe piosenki niby post punk, ale ani specjalnie „zimnofalowe” ( jak wszystko co wtedy) ani „czadowe” Wtedy nie wiedziałem jak to nazwać i oni pewnie sami też nie wiedzieli ale przypominało mi to ich muzykowanie poznane parę tygodni wcześniej gdy usłyszałem w radio The Residents.  Rozmawialiśmy więc trochę w pociągu w drodze do Torunia o ich koncercie, ale głownie o tym na co jedziemy czyli o niesamowitej otoczonej wtedy nimbem tajemniczości grupie Famija Radjo Varsawa. „Radio” było wtedy w połowie lat 80 tych rozsławione przez  dziwaczny reportaż Romana Rogowieckiego w Non Stop. „Popularny RoRo” (hehehehe) zabrał się z nimi w trasę do Jugosławii i w swoim stylu gawędziarza relacjonował rożne istotne szczegóły tej trasy,  na przykład  jak to zamiast chlania wódy jadł z muzykami keksa. Na szczęście przeplatał to też tym co widział na koncercie Radjo Varsava. Wszystko to było bardzo malownicze i dowcipne ale niestety z poznawczego punktu widzenia zupełnie niezrozumiałe . Było w tym jednak coś intrygującego  i jechaliśmy na koncert podescytowani zwłaszcza, że jak się okazało inny Piotrek – Ryziński, również uczestnik tamtej pamiętnej wycieczki widział „Radio” w Poznaniu tydzień wcześniej i mówił tajemniczo, że „to jest to”.

Koncert, który zobaczyliśmy przeszedł jednak nasze oczekiwania i wbił mi się do głowy na całe chyba życie.  Początek, zasłonięta kurtyna i czytany na dziwnym elektronicznym podkładzie dadaistyczny manifest,coś  tak kompletnie absurdalnego o miłości miedzy łyżka a widelcem, recytowane przy tym  z namaszczeniem niczym kazanie w kościele przez męski niski głos do tego  z wyraźnym niepolskim akcentem.   Dodatkowo, czytający ten „manifest” czasami zacinał się czasami coś przekręcał i poczucie absurdu jeszcze bardziej piętrzyło się. Zdawało sie też odczuwać, że wśród smutnej  zimnofalowej  publice narasta zniecierpliwienie i coraz wyraźniejszy  wkurw: „co to za gówno i kiedy będą grać”.. Miałem wrażenie, że własnie chodzi o takie sprowokowanie odbiorców do żywszych reakcji bo ludzie juz do końca byli nieźle wściekli  a to był dopiero początek. Kurtyna ( doslownie) poszła w górę , a oczom widzów ukazała się scenografia rodem z filmu Gabinet Doktora Caligari  i kolejne chwile konsternacji, mija czas i żadnych muzyków , NIC SIĘ NIE DZIEJE, pusta scena. Po chwili ostry krzyk  „wojna nie ma!” i elementy scenografii zaczęły poruszać się – tak przebrani, wtopieni w tło  muzycy Radja rozpoczęli „właściwą”(?) muzyczną  część  tego spektaklu. Granie to było gdzieś pomiędzy bałkańskim folkiem na podkładzie preparowanych dźwięków z eksperymentalnym surowym jak w Blurt saksofonem. Do tego elektryczna gitara wygrywająca w kółko te same pojedyncze dźwięki prostej melodyjki i głucho dudniące zupełnie nierockowe  raczej miarowe jak w orkiestrze na Boże Ciało  bębnach. Całość niezwykle surowa ale i bardzo energetyczna. Czegoś takiego nie słyszałem wówczas nawet w Radiowej Dwójce gdzie leciały płyty Urban Sax, Tuxedomoon czy Residents, ani w „rockowej” Trójce.


http://artmuseum.pl/pl/filmoteka/praca/paruzel-andrzej-dokumentacja-dzialania-grupy-radio-warszawa

Po koncercie zrobiliśmy oczywiści pielgrzymkę do garderoby artystów.  Moi rozochoceni  towarzysze wycieczki krajoznawczo-kulturalnej zaproponowali mi też wtedy abym „grał” z nimi w Np.WAT.  Zrobiliśmy jedna sesje nagraniową, gdzieś w domu kultury poza Włocławkiem, gdzie moja mama miała znajomą panią kierownik bo we Włocławku było to niemożlwie.  Okazało się, czego ja do końca nie wiedziałem ani tez w co  nie wnikałem,  że całość była nagrana przez jednego z Piotrków po to aby  wysłał taśmę do Libero Pertica z zespołu Familiji Radjo Warsawa.  Później sekwencja była już błyskawiczna – gramy na Marchewce, festiwalu organizowanym przez Libero !!! Na plakacie w domu przez kilka tygodni poprzedzających występ  miałem przed nosem te wszystkie nazwy które lepiej lub gorzej znałem ale które brzmiały super – Cabaret Voltaire, Test Department , David Thomas, Shrubs, Reportaż, Kempec Dolores, Die Todliche Doris.

PLA_n-300x217

Wracamy do Włocławka mamy grać kolejny koncert, na który nie przychodzę…..bo mam zajęcia sportowe i tak się kończy moja historia w grupie Np.WAT ale na szczęście nie samo Np.WAT które przechodzi prawdziwą metamorfozę. Już wcześniej wymyślaliśmy i adoptowaliśmy instrumenty tak że brzmiało to niespotykanie ale po Marchewce grupa jeszcze bardziej popuściła wodze fantazji. Odważnie zaczęli eksperymentować z  z „niepoważnymi” zabawkowymi  instrumentami przerabiając je albo amplifikując. Wszystko to było robione zupełnie „na czuja” i bez oglądania się na nic innego. Zresztą, na co można się było wtedy w 1987 roku rzeczy i pomysły oglądać w prowincjonalnym mieście z jednym słabo zaopatrzonym sklepem z instrumentami. Umówmy się z „instrumentami” były nawet te poważne instrumenty to były kiepskie imitacje tych prawdziwych instrumentów jak wszystko, co wtedy wyglądało biednie, w najlepszym wypadku groteskowo. Np. WAT był nie do podrobienia. Grał muzykę na wszystkim, co nadawało się do grania. Brzmiało to jak jarmarczny dziecięcy zespół, ale jednocześnie w tle leciały taśmy z „poważnymi” industrialnymi podkładami. Połączenie iście wariackie jak wszystko, co wtedy we Włocławku – z jednej strony świeże jeszcze gierkowskie fabryki a z drugiej cała ta ludowa zgrzebność, socjalistyczne niedoróbki, i samoróbki.

fa667f7cartysc1i

Sam zespół, który skurczył się chyba wtedy do tria ale stał się jeszcze bardziej w sobie zawzięty, zdeterminowany i na poważnie przekonany do tego, co robi. Zaczął bardzo starannie przykładać wagę do strojów, scenografii, miejsc gdzie występuje. Mimo swojej lokalnej „sławy” (bo w końcu grali/śmy na Marchewce o której wtedy mówiła cała Polska) wybierał na koncerty nietypowe wówczas miejsca jak na przykład drewniany nadwiślański spichlerz zbożowy ( Czarny Spichrz) który pare lat póżniej już gdy grupa nie istniała stał się mekką dla yassowców i obok Mózgu i klubów w Gdańsku zawsze dawał później wystąpić artystom jak Mikołaj Trzaska, Tymon , Mazzoll czy Tomek Gwinciński a także ( także za sprawą Piotrka) przyciągał do Włocławka takie sławy jak Uż Jsme Doma, Volapuk, Column One, The Honkies  i kilku innych . Czyli wszystko, co wtedy było na mini trasach po Polsce. Taka ilość i jakość artystów w Polsce wtedy  przyprawiała o zawrót głowy. Teraz dało by się pewnie ich zmieścić w jednym dniu na jednym ze stu tysięcy identycznych festiwali.

Wracając do lat 80 tych i „kariery” Np.WAT. – każdy występ był starannie przygotowany i każdy był po coś. Pamiętam takie, które wyglądały jak wystawy ( być może miały nawet w nazwie słowo wystawa) takie jak ta, na której prezentowane były odpady ceramiczne ze słynnej wówczas fabryki włocławskiego fajansu. Przedmioty pomalowane na nowo, wyeksponowane ze wszystkimi swoimi niedoskonałościami w Sali gdzie grała ponura preparowano – industrialna muzyka były z jednej strony hołdem dla najbardziej znanego na świecie włocławskiego prymitywisty Stanisława Zagajewskiego a z drugiej strony swoistą „anty-wystawą” prezentowanej w pobliskim Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej, stałej ekspozycji fajansu i ciemną stroną chylącego się ku upadkowi silnie uprzemysłowionego, choć już dryfującego w niewiadomym kierunku socjalistycznego miasta. Była to można powiedzieć górnolotnie – „prawdziwie wizjonerska wystawa”, bo fabryka fajansu – duma Włocławka okazała się na początku lat 90 tych pierwszą ofiarą i polem doświadczalnym, szalejących konsultantów, naprawiaczy a w końcu także syndyków z wydziałów prawa i ekonomii pobliskiego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika – asów wczesnokapitalistycznego rozpierdolu.

Np.WAT w tym wszystkim mówiąc nieładnie  i przy zachowaniu należytych proporcji „załapał się” na to samo, co było doświadczeniem grup jak choćby Test Department z Wielkiej Brytanii. Czasów, kiedy muzycy na swój sposób dokumentowali rozkład swojego miasta. W 1989 roku kontynuowali już, jako duet, dwóch Piotrków zdecydowało się na założenie wytwórni kasetowej WAT. Tak jak przy występach tak i przy kasetach wszystko musiało być bardzo starannie dopracowane. Staraniem WAT ukazały się dwie kasety Np.WAT, kaseta Marchelvski ( to jest mojego duetu z Tonym Kinsky) i split Np.WAT/27-29.

Te wydawnictwa zbierają wszystko, co było wcześniej rozproszone a także umykało podczas „teatralnych” pokazów uwadze widzów. Muzyka na pierwszym wydawnictwie Np. WAT nie jest szczególnie „autonomiczna”, wyraźnie brakuje jej tego wizualnego kontekstu które towarzyszyły występom Np.WAT  ale kolejne kasety to jest „Urok” i split Np.WAT/ 27-29 to już całkowicie samodzielne (w sensie oddzielenia od obrazu) a także bardziej muzyczne wydawnictwa. Po latach słychać, że ta muzyka niewiele się zestarzała. Oczywiście jest kiepsko nagrana ( bezpośrednio na mikrofony z przenośnego radiomagnetofonu) ale poprzez fakt , że towarzyszyła występom jest niezwykle intensywna, gwałtowna i brutalna. Nawet jeśli słyszymy że dźwięki wydobywane są z plastikowego dziecięcego saksofonu czy odpustowego „kogucika” to jest to robione w niezwykle  mocny sposób. Znać tu wysiłek grających, krzyki, przestery i granie aż do zepsucia stękania, tak wyraźnego jakby to było zniechęcenie spowodowane niemocą, żalem i rezygnacją. Jest to zatopione w elektronicznych lo – fi podkładach, które w końcu zawsze przykrywają „żywe” instrumenty.

Równolegle z Np.WAT około roku 1990 powstają pierwsze utwory 27–29. Są one efektem eksperymentów Piotrka Żaglewskiego z użyciem dźwięków zaczerpniętych bezpośrednio z płyt winylowych. Płyty były zapętlane, odtwarzane „od tyłu” z różnymi, nawet nieokreślonymi prędkościami. Wszystko było rejestrowane, dalej przy pomocy domowych magnetofonów kasetowych zupełnie chałupniczą metodą i w domowych warunkach zestawiane w odpowiedniej kolejności oraz nakładane na inną ścieżkę dźwiękową (w określonych fragmentach).

Początkowo projekt ten był pomyślany, jako” wspierający działalność grupy Np.WAT”. .Jak po latach wspomina Piotr Żaglewski „praca z płytami analogowymi skoncentrowała się na samych trzaskach, które zgrywane w określonym porządku i odpowiednio nagłośnione, tworzyły interesujące struktury rytmiczne. Powstałe w ten sposób utwory zostały opublikowane na jednej stronie kasety DOKUMENT, wydanej wspólnie z Np.WAT. Do projektu 27–29 przyłączyła się Asia ( później żona Żaglewskiego – przyp mój ) , której prace graficzne, wykonane na kliszach fotograficznych, były elementem kilku ostatnich pokazów Np.WAT. Wystąpiła ona tez w koncertowej odsłonie duetu 27-29.  Pod koniec roku 1991 został wydany pierwszy numer gazetki 27–29. Pismo, stworzone jako organ prasowy grupy, miało na celu publikowanie prac graficznych, powstałych do lub pod wpływem muzyki 27–29”

27-29

Np.WAT i 27-29 pozostawili po sobie skromny dorobek – wszystkiego raptem 3 kasety i  jeden 7’ winylowy split ( razem z Marchlevski)  dla Obuh Records . Po latach Łukasz Pawlak w Requiem Records w bardzo dobrej serii Archive zebrał te nagrania, zmasteringował je dołożył grubą książkę i razem z nagraniami Marchlevski wydał na plycie kompaktowej pod tytułem: „WAT001WAT002WAT003WAT004WAT005WAT006 N52o 39’ 53.0278’’ E19o 2’ 24.0917’’. Grupa zawsze miała oddanych fanów którzy co i rusz przy różnych okazjach przypominają mi że znają i lubią i .pytają o winyl. Prawdę mówiąc nie wiem co musiało by się stać żebym miał to wydać chociaż obserwując entuzjazm obecnych  + 40 latków i to jak silnie ta muzyka dokumentowała swój czas, jak ważna była dla tych paru osób,  wszystko wydaje mi się jeszcze możliwe.

view_c9635278requiem42_02a_9x7-1

Warszawa,31 grudnia 2016

By:

Posted in:


Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

%d bloggers like this: